film

„Dziewczyna z tatuażem” wersja hollywoodzka czy skandynawska.

Nie znam osoby, której nie wciągnęłaby opowieść Stiega Larsona i można na pewno przyczepić się tam do wielu rzeczy, ale nikt nie powie, że jest nudna. Z zapartym tchem czekałam na wersję kinową i pierwsza, którą obejrzałam to była szwedzka kooperacja z 2009 roku pod tytułem „Meżczyźni, którzy nienawidzą kobiet”. Nie jest to gładkie i atrakcyjne kino, do którego większość z nas jest przyzwyczajona, tylko trochę nieporadne, nie tak estetyczne, ze specyficznie prowadzoną kamerą i dźwiękiem podobnym niestety do produkcji polskich. Jednak sam scenariusz był dość wierny, atmosfera mroczna, coś w tym na pewno jest. Poza tym film przy budżecie 13mln zarobił ponad 100mln, a ten, a którym piszę przy budżecie 90mln zarobił coś ponad 230. Procentowo przełożenie jest słabe jednak ten z Danielem Craigiem dostał Oskara i ponad 20 innych nagród.

Wersja wytwórni Columbia i Metro Goldwen Mayer z Danielem Craigiem w roli Mikaela Blomkvista na pewno jest ładniejsza, bardziej „profesjonalna” i świetnie zagrana. Rooney Mara – według mnie oczywiście, wcieliła się w Lisbeth Salander, jakby nią była. Jej postać na pewno jest jedną z ciekawszych, jakie trafiają się nie tylko w filmach, ale i w literaturze. Poraniona, niezrównoważona i wyjątkowo inteligentna, musiała wziąć sprawę swojego losu we własne ręce. To Lisbeth ukradła uwagę czytelnika Mikaelowi Blomkvistowi, ale czy tak się stało w filmie, trudno mi ocenić. Ja w każdym razie po kolejne tomy powieści sięgałam głównie po to, żeby poznać jej dalsze losy i cóż, podobało mi się, jak sobie radziła z problemami.

Amerykańskie produkcje zwykle są dopracowane w każdym szczególe. Na pewno ma na to wpływ budżet filmu i jeśli tylko scenariusz jest dobry, dostajemy hit kasowy. W tym wypadku reżyser również zachował mroczną atmosferę, kadry są przeważnie ciemne, zamglone, przyroda niepokorna, a ulice deszczowe. Idealne tło dla niewyjaśnionych zbrodni. Aż dreszcze przechodzą, gdy Mikael trafia do posiadłości przemysłowca Henrika Vangera, zasypanej śniegiem, z wichurą grzmiącą za oknami.

A teraz fabuła.

Mikael Blomkvist jest dziennikarzem śledczym i poznajemy go w chwili, gdy przegrał w sądzie sprawę o zniesławienie. W efekcie gazeta, której jest współwłaścicielem popadła w kłopoty, a on postanowił się na jakiś czas usunąć. W tym momencie dostał propozycję zajęcia się niewyjaśnioną sprawą zaginięcia szesnastoletniej Hariet i dlatego znalazł się w miejscu, które chwilami wygląda, jak koniec świata. Rodzina Vangerów, do której należy nie tylko gigantyczny dom, ale cała wyspa, składa się z osób totalnie ze sobą skłóconych i tylko Henrik – głowa tej Hydry wydaje się być człowiekiem rozsądnym. To on wynajmuje dziennikarza, żeby jeszcze raz spróbował rozwiązać zagadkę zaginięcia dziewczyny. Jest pewien, że za jej śmierć jest odpowiedzialny ktoś z rodziny, ale choć poruszył niebo i ziemię, niczego nie udało się udowodnić. Hariet jakby rozpłynęła się w powietrzu.

Elizabeth Salander na zlecenie Henrika Vangera dokładnie sprawdziła Mikaela. Była idealna do tego zadania i dotarła do wszystkich tajemnic dziennikarza. Jak łatwo się domyślić, ich drogi się zetknęły. Aż do finału obserwujemy śledztwo, którego los na początku wydaje się przesądzony. Wszystko zostało już setki razy sprawdzone. Jednak para tych bohaterów nie mogła się poddać.

Jest tu kilka naprawdę mocnych scen. Lisbeth ma w nich swój wielki udział i muszę przyznać, że zostały odegrane naprawdę realistycznie. To z pewnością nie jest film dla dzieci.

Film mnie poruszył i choć od jego premiery upłynęło z 10 lat, nadal dobrze go pamiętałam. Dzisiaj wpadła mi w ręce płyta DVD, a ponieważ właśnie mam awarię internetu, odpaliłam na nowo odtwarzacz DVD. Na szczęście wciąż nie pozbyłam się płyt, chociaż od co najmniej dwóch lat oglądam wszystko na platformach filmowych. Wrócić do płyt DVD, to jakby cofnąć się w czasie. I to jest całkiem miłe uczucie.

Rocznie powstają tysiące kryminałów. Jedne bardziej mroczne od drugich i choć nie jest to mój ulubiony gatunek, co jakiś czas coś wpada mi w ręce. Zastanawiam się, jak daleko autorzy się posuną, w końcu wyobraźnia jest nieograniczona. Ile metod zbrodni wymyślą, jak bardzo będą krwawe i wynaturzone, jakich dewiantów jeszcze stworzą. To przerażające, że jesteśmy karmieni taką przemocą, a jednak przyzwyczajamy się do niej i takie powieści, czy filmy, jak „Dziewczyna z tatuażem” wciągają nas, wręcz hipnotyzują. Z pewnością jest to materiał dla dobrego psychologa i to nie jednego. Sam sobie nie poradzi.

8 gwiazdek. Za atmosferę, za szwedzką zimę, za Lisbeth.

Zwiastun poniżej, niestety z reklamą na początku. Czasy się zmieniają i chyba nie da się już niczego znaleźć bez reklam.

https://www.youtube.com/watch?v=DqQe3OrsMKI

Dodaj komentarz